Skoki narciarskie to dyscyplina z ponad 100-letnią tradycją, w której już przed wojną zdobywaliśmy medale i rekordy. Dziś nie wyobrażamy sobie zimy bez zawodów w Wiśle i Zakopanem, podobnie jak zniżki formy naszych reprezentantów. Przekonajmy się, jak to wyglądało na przestrzeni lat.
Już w okresie międzywojennym nasi reprezentanci konkurowali z zawodnikami, którzy pochodzili z krajów o jeszcze większej kulturze narciarstwa. Te wspaniałe, pionierskie czasy dziś mogą budzić przede wszystkim sentyment. Jeśli chcesz porównać ostatnie 100 lat zimowej dyscypliny, wystarczy, że najpierw zobaczysz współczesne skoki na odległość… ćwierci kilometra, a następnie obejrzysz czarno-białe nagrania skoków na kilkanaście, kilkadziesiąt metrów w zapomnianym stylu, z połączonymi nartami i wymachiwaniem rękoma.
Właśnie w tamtych czasach pierwsze medale zdobywał legendarny Stanisław Marusarz. Jego największym sukcesem okazało się wicemistrzostwo świata w Lahti, w 1938 roku. Warto pamiętać, że ten dwukrotny rekordzista świata wsławił się bohaterską działalnością w czasie II Wojny Światowej, gdy był kurierem i podporucznikiem Armii Krajowej. Rozliczne medale mistrzostw Polski oraz zdobyte na pucharach zapewniły mu miejsce w panteonie największych sław tej dyscypliny.
Pomimo zniszczeń wojennych i ogromnych strat poniesionych w latach 1939-45 Polscy sportowcy bardzo szybko zaczęli odbudowywać swoją pozycję. W letnich dyscyplinach każdy kolejny rok przynosił poprawę, niestety w skokach narciarskich przez długi czas medale sportowe były poza naszym zasięgiem. Srebro w 1962 roku w Zakopanem, które wywalczył na średniej skoczni Antoni Łaciak, było wyjątkiem potwierdzającym regułę. Pomimo prób Ryszarda Witego i Józefa Przybyły wynik przez wiele lat nie był powtórzony.
W 1970 roku podczas mistrzostw przy Szczyrbskim Jeziorze brązowy medal wywalczył Stanisław Gąsienica-Daniel, pokonując przy okazji Tadeusza Pawlusiaka. Wreszcie medale o randze olimpijskiej stały się częstym udziałem naszych skoczków. Mistrzem Olimpijskim został Wojciech Fortuna, a jego sukces na wiele lat musiał zadowalać miłośników wszystkich zimowych dyscyplin, ponieważ w żadnej konkurencji, aż do początków XXI wieku, nie osiągnięto podobnego wyniku. Lata 80. i 90. należały chwilami do Piotra Fijasa (rekordzisty świata), Stanisława Bobaka i Roberta Mateji, ale żaden z tych zawodników nie dorównał legendzie Stanisława Marusarza.
Wreszcie na przełomie wieków, doczekaliśmy się nie tylko skoczka, ale i sportowca naprawdę światowego formatu. Adam Małysz, którego wszyscy pokochaliśmy, stał się legendą jeszcze w czasie trwania kariery i nic nie wskazuje na to, by jego blask miał zostać kiedykolwiek przyćmiony. Większość z nas doskonale zna jego skromność, humor i największe osiągnięcia. Ale jeśli ktoś spyta o medale? Cóż, warto odparować, że Małysz zdobywał medale na zamówienie. I nie ma w tym cienia przesady. Jego kariera to w dużym skrócie:
… a cały czas mówimy tylko o najwyższym stopniu podium!
Gdy Adam Małysz kończył bogatą karierę, wiele osób spekulowało, że to koniec epoki sukcesów polskich skoków narciarskich. Z drugiej strony eksplozja popularności dyscypliny, profesjonalizacja szkolenia młodzieży i zorganizowanie całej reprezentacji na światowym poziomie nie mogły pójść na marne. I nie poszły.
Pomijając rozmach, z jakim nasza ekipa weszła w sezon zimowy 2016/17 (historyczne, pierwsze zwycięstwo drużynowe w Pucharze Świata), warto cofnąć się pamięcią o kilka lat. Nierozłącznie wiąże się to z postacią kolejnego wielkiego polskiego skoczka – Kamila Stocha. Cóż powiedzieć o jego sukcesach? Dwa złote medale olimpijskie, jeden złoty i dwa brązowe medale Mistrzostw Świata, zwycięstwo w Pucharze Świata. Medale Mistrzostw Polski? Ma ich kilkadziesiąt, a na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Co cieszy najbardziej? Stochowi coraz częściej dorównują koledzy z kadry. Są coraz wyżej w Pucharze Świata, punktują coraz lepiej. Już nie jeden, a kilku, kilkunastu zawodników ma ochotę na międzynarodowy sukces. A nam, kibicom, pozostaje tylko czekać na kolejne międzynarodowe medale. Wierzymy, że kolejne ujrzymy jeszcze w tym sezonie!